31 sierpnia 2015

2. Kolacja

[stosunki międzyludzkie i ich częste zmiany]


„Miłość jest wtedy… kiedy kogoś lubimy… za bardzo.”
-A. A. Milne

Szósty zmysł Marleny podpowiadał jej już, że zbliża się pora stosowna do wstania i obudzenia dziewczyn, bo same na pewno tego nie zrobią. W związku z tym, że w ich dormitorium nie istniało coś takiego jak budzik, dziewczyna zawsze czuła się odpowiedzialna za wyrwanie przyjaciółek z objęć Morfeusza, chociaż nie należało to do łatwych zadań. Dorcas na przykład nieświadomie rozpychała się łokciami, gdy ktoś ją budził, przez co przypadkiem nabiła przyjaciółce kilka sińców. W takich warunkach naprawdę ciężko być tą, która budzi się najwcześniej.
Wiadomo jednak, że McKinnon, jak każdy inny człowiek, również lubiła od czasu do czasu dłużej sobie pospać, a żeby się zmotywować do gwałtownej pobudki, pewnie grubo przed czasem, liczyła zawsze do dziesięciu, a potem unosiła zmęczone powieki i jęczała głośno. Obróciła się na drugi bok.
Raz, dwa, trzy… Czemu tu jest tak jasno?
Cztery, pięć sześć… Czy to słońce tak ją praży w twarz?
Siedem, osiem… Czy ona w ogóle leży na łóżku?
Dziewięć… Gdzie zapach mazideł Emmeliny, który zawsze roznosi się w dormitorium numer cztery?
Dziewięć i pół… Czemu Dor nie gada przez sen? Czemu nie słychać cichej muzyki spod łóżka Lily?
Dziesięć.